ZACZYTANI... Stefan Hertmans "Wojna i terpentyna"

piątek, 14.4.2017 10:47 3218 0

Badania wskazują, że 63% Polaków nie czyta książek. Bądź kimś wyjątkowym, dołącz do tych, którzy czytają! Sięgnij po książkę rekomendowaną przez ząbkowickie koło Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Dzisiaj lekturę poleca Elżbieta M. Horowska.

 

Stefan Hertmans, Wojna i terpentyna, Warszawa 2015 Marginesy

 

Tak. Zdaję sobie sprawę, że tytuł dzisiejszej książki nie porywa. Z jednej strony jest nietrafiony, bo nie „kupuje” czytelnika od razu. Z drugiej jednak – doskonale oddaje wątki fabularne powieści. Na szczęście wydawca zaopatrzył okładkę króciutką recenzją samego Michała Nogasia, bardzo prawdziwą: „Piękna książka. O pamięci i rodzinie. Czyli o sprawach najważniejszych”.

Stefan Hetrmans należy do grona uznanych prozaików niderlandzkiego obszaru kulturowego. Powiedzieć o nim, że jest Belgiem to trochę za mało. Jeśli już przywoływać narodowość pisarza to należy napisać, że jest Flamandem. Powieść „Wojna i terpentyna” ma ciekawą konstrukcję. Części I i  III są zbeletryzowaną opowieścią Hertmansa o jego rodzinie i o nim samym, historią sięgającą pradziadków autora. Środkowa część to pamiętnik dziadka z lat wielkiej wojny, czyli czasu 1914-1918. Nie bez przyczyny Hertmans asygnował swoją książkę mottem z najbardziej znanego pisarza związanego z I wojną, czyli Ericha M. Remaque’a „Na Zachodzie bez zmian”. Ta część powieści jest – krótko mówiąc – wstrząsająca. Obrazy wojenne są odarte z choćby cienia patosu. Tylko bezlitosne, ślepe zabijanie; w błocie, w okopach wypełnionych ciałami poległych, ekskrementami, smrodem. Oddziały belgijskie pierwszych miesięcy wojny jawią się jako armia słaba, z przestarzałą maszynerią wojenną. Samo męstwo żołnierzy belgijskich to za mało, żeby odeprzeć nowocześnie uzbrojonych Niemców. Żołnierze poddawani ciągłemu ostrzałowi, w naprędce wykopanych dołach, głodni, zziębnięci, zawszeni; bez wiary w sens swoich działań. Naturalizm scen wojennych jest przejmujący i przygnębiający. Do brutalności wojny dochodzą animozje narodowościowe. Francuscy oficerowie pogardzają flamandzkimi prostymi żołnierzami, ludźmi, którzy nie znają języka francuskiego więc częściowo nie rozumieją wydawanych komend. II część opowiadana jest w pierwszej osobie. „Moja opowieść staje się monotonna, tak jak monotonna stała się wojna, jak monotonna stała się śmierć, jak monotonna stała się nasza nienawiść do Niemców, jak monotonne stało się samo życie, które zaczęło nas w końcu mierzić” (s.311).

Części I i III pisane są z pozycji wnuka na podstawie wspomnianego pamiętnika dziadka. Już nie ma tu tak dramatycznych, drastycznych scen. Jest natomiast duży ładunek czułości i obrazów rodzinnego ciepła. Mimo, że życie dziadka autora nie ułożyło się tak jakby pragnął, pozostał człowiekiem z zasadami. Cechowała go wierność, lojalność i odpowiedzialność.

Mam wrażenie, że w Polsce literatura niderlandzka jest mało znana, że Polacy nie czytają pisarzy tamtego obszaru językowego. Stefan Hertmans stał się dla mnie po „Wojnie i terpentynie” drugim ważnym autorem niderlandzkim. Bowiem kilka lat temu odkryłam Harry Mulisha i jego wspaniałą prozę. Dzisiaj polecam „Wojnę i terpentynę” jako powieść nad wyraz interesującą i ważną dla poznania rzadziej penetrowanych miejsc Europy i literatury.

 

Elżbieta M. Horowska

 

Książkę wypożycza Biblioteka Pedagogiczna w Ząbkowicach Śl., szukaj jej także w swojej bibliotece.

 

Rekomendacji następnej książki szukajcie na Doba.pl za dwa tygodnie!

 

 


Dodaj komentarz

Komentarze (0)