ZACZYTANI... Lucian Dan Teodorovici "Matei Brunul"

piątek, 8.1.2016 09:27 2265 0

Badania wskazują, że 56% Polaków nie czyta książek. Bądź kimś wyjątkowym, dołącz do tych, którzy czytają! Sięgnij po książkę rekomendowaną przez ząbkowickie koło Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Dzisiaj lekturę poleca Elżbieta M. Horowska.

 

Lucian Dan Teodorovici, Matei Brunul, Wrocław 2014 Amaltea

 

 

Podczas odbywających się na początku grudnia targów książki we Wrocławiu rumuński pisarz Lucian Dan Teodorovici był jednym z gości imprezy. Gościem zapewne dla organizatorów niezwykłym – spotkanie z pisarzem prowadził sam Michał Nogaś z radiowej Trójki. Radosława Janowska-Lascar wystąpiła wówczas w podwójnej roli: tłumaczki powieści oraz tłumaczki rozmowy.

400-stronicowa powieść jest - powiedzmy od razu – książką niełatwą w odbiorze, wywołującą wielkie emocje. Emocje niewiele mające wspólnego z jasnymi, radosnymi stronami życia. Fakt, że spotkaniem z L. Dan Teodorovicim kierował właśnie Michał Nogaś najlepiej dowodzi myśli, że „Bruno Matei” nie może być książką lekką, łatwą i przyjemną. Zapewniam jednak, że bardzo interesującą i dla polskich czytelników na pewno odkrywczą. Fabuła powieści rozrywa się na przełomie lat 40/ 50-tych, a więc w epoce szczytowego stalinizmu. Lucian Dan Tedorovici podjął się zadania zbeletryzowania tragicznych dla tysięcy Rumunów wydarzeń politycznych. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że już niewiele na temat stalinizmu, obecnego przecież we wszystkich państwach obozu wschodniego, można wyjaśnić, opisać. Że już wszystko zostało powiedziane. Tymczasem proszę sięgnąć właśnie po powieść „Bruno Matei”. W powieści jest tyle bestialstwa, okrucieństwa, bólu, ostatecznej rozpaczy, że aż się to zdaje nieprawdziwe. W każdym razie niewyobrażalne. Czyta się książkę chwilami ze szczerym niedowierzaniem. Jesień ludów, która przetoczyła się przez blok wschodni wytworzyła kalkę mówiącą, że rządy Nicolae Ceausescu były zbrodnicze dla Rumunów. Tymczasem jego poprzednikiem, właśnie w latach 50-tych był Gheorghe Gheorghiu-Dej, który mógłby „zawalczyć” ze swoim następcą o tytuł największego tyrana rumuńskiego. Epoka Gheorghiu-Deja zapisała się najczarniejszymi kartami.

To prawda, że główny bohater książki jest postacią zmyśloną. Podobnie jak inne otaczające go osoby – fałszywy przyjaciel Bojin, piękna Eliza… Pisarz tworząc swoją powieść sięgał po źródła archiwalne oraz przeprowadził dziesiątki wywiadów z byłymi więźniami obozów pracy. Na tej podstawie opisał Rumunię l.50-tych w jej chyba najtragiczniejszej odsłonie. Dla uwiarygodnienia fabuły Teodorovici wplótł w życie fikcyjnych bohaterów osoby publiczne, prawdziwe jak choćby Lucretiu Patrascanu i jego żona Elena, czy komendant obozu Iosif Lazar. Książka skupia się na codziennym, mozolnym, pozbawionym jasnej narracji życiu Bruna Matei. Ale zahacza też o wielkie, narodowe sprawy jak np. budowa kanału Morze Czarne-Dunaj. Pisarz nie używa oficjalnej nazwy kanału pisząc tylko, że więźniowie budowali go w błocie, zimnie i z nadludzkim wysiłkiem.

Podobnie przestawia się sprawa obozów, w których kolejno przebywał Bruno. To miejsca prawdziwe jak najbardziej. W sumie przebywał w trzech. Na półwyspie zetknął się z więźniami z obozu w Pitesti. Nie wdając się tutaj w szczegóły nadmienię tylko, że właśnie tam osadzonych poddawano szczególnie wyszukanym torturom, które przeszły do historii jako eksperyment z Pitesti. Najkrócej – więźniowie poddawani „urabianiu” z ofiar powoli stawali się katami dla innych więźniów.

Książka zbudowana jest z kilkunastu naprzemiennych rozdziałów, które osadzone są albo w czasie teraźniejszym, albo w przeszłości. Najpierw jest to szczęśliwa przeszłość chłopca, następnie młodego człowieka z inteligenckiej, mieszanej rodziny (matka jest Włoszką). W życie tego idealisty wkracza z całą brutalnością wielka polityka. Po można powiedzieć absurdalnym procesie dostaje wyrok 10 lat kolonii karnej. I przez wszystkie 10 lat zadaje sobie pytanie: czym zawinił. Rzecz oczywista - im bliżej końca lektury to niejasne na początku wątki stają się zrozumiałe. Jednocześnie czytelnik coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że rzecz nie może mieć szczęśliwego finału. Stąd już na początku zaznaczyłam, że książka budzi skrajne emocje.  Całości oceny dopełnia okładka, powiedziałabym brutalna i surowa w wymowie. Zwalisty, górujący nad bohaterem, wyposażony w jakiś hak człowiek (towarzysz Bojin?) pozbawiony twarzy. Pod nim mały, zagubiony Bruno ze swoją marionetką. W gruncie rzeczy obaj są marionetkami w rękach innych. Tych, którzy mają władzę. I widzialnie lub niewidzialnie pociągają za sznurki.

„Matei Brunul” zebrał w swoim kraju chyba wszystkie nagrody literackie. W nas był nominowany do nagrody Europy Środkowej <Angelus> 2015. Znalazł się w finałowej siódemce. Z myślą o czytelnikach poza Rumunią autor napisał wstęp, który naświetla kontekst polityczny i historyczny książki. Warto go przeczytać przed właściwą lekturą.

Elżbieta M. Horowska

Książkę można wypożyczyć w Bibliotece Pedagogicznej w Ząbkowicach, szukaj jej także w swojej bibliotece.

Rekomendacji następnej książki szukajcie na Doba.pl za dwa tygodnie!

Dodaj komentarz

Komentarze (0)