"Ciekawość następnego dnia" - czyli historia niezwykłych podróży, filozofii życia i przygód ze sportem

niedziela, 19.3.2017 09:09 4967 0

Podróżował po świecie przez 20 lat. W tym czasie odwiedził 56 państw, pokonując rowerem 230 tysięcy kilometrów. Maciek Hawrylak - podróżnik, sportowiec i autor książki pt. "Ciekawość następnego dnia" w rozmowie z portalem Doba.pl odpowiada o swoich niezwykłych podróżach, filozofii życia oraz przygodach ze sportem.

Po latach podróży napisałeś i wydałeś książkę pt. "Ciekawość następnego dnia". Skąd ten tytuł? 

Maciek Hawrylak: Często pisząc o swoich podróżach i wydarzeniach z życia używałem sformułowania mówiącego, że czułem szczęście, które akurat przeżywałem w danej chwili, ale byłem również ciekawy następnych dni przynoszących nowe doznania, nie znanych mi przygód i radości z tej niewiadomej, która na mnie czekała i którą chciałem odkryć i doznać. Tak powstał tytuł...

Po świecie podróżowałeś 20 lat, w książce opisałeś rok. Co zdecydowało o tym, że wybrałeś akurat ten czas?

Maciek Hawrylak: Rok 1985 był dla mnie przełomowym rokiem, w którym po 4 latach „szukania” właściwej drogi znalazłem odpowiedź, gdzie tak naprawdę zmierzam, czego chcę i pragnę. Zarówno samotne wyprawy rowerowe, przygody na alpejskich szlakach, wyczyny w sferze triathlonu jak i finansowanie życia i moich pasji ciężką, dorywczą pracą były w jakiś sposób ustalone. Znalazłem balans między życiem w otoczeniu moich znajomych, a wielotygodniowymi, solowymi eskapadami, treningiem i pracą zarobkową. Uważałem, że opisywanie poszczególnych wypraw rowerowych, przygotowań do startów w triathlonie i przebieg zawodów, realizowanie wędrówek górskich miałoby każdego roku podobny akcent, tylko inną scenerię. Myślę, że zawarłem cały arsenał przeżyć, doznań i moje podejście do życia oraz sposób myślenia - czyli wszystko czego doznałem w 20-stu latach właśnie w opisie jednego roku w tym wypadku 1985. Wiadomo, każda wyprawa miała swój charakter, specyficzne przygody i niepowtarzalny przebieg, każdy zdobyty szczyt, a było ich np. w Górach Skalistych 176, miał swoją historię, trudności i romantykę. Stwierdziłem, że moje zmagania w masywie Watzmanna, które opisałem w książce przekazały to co przeżywałem w innych górach – ich piękno i nieobliczalność podczas załamań pogody. Uważam, że niedosyt opisanych informacji w mojej książce dodaje tylko pikanterii do jej treści, a ja mam swoją słodką tajemnicę, mój niedostępny świat, w którym tyle lat żyłem.

Podczas spotkania promującego książkę "Ciekawość następnego dnia" mówiłeś, że góry fascynowały Cie od najmłodszych lat, a wrażliwość na podróże wzięła się właśnie z Sudetów.

Maciek Hawrylak:  Tak. Urodziłem się w Polanicy-Zdroju i przez wiele lat tam mieszkałem. Już jako małe dziecko miałem już taką ciągotę do ganiania po naszych górkach. To było tak silne, że uciekałem nawet z przedszkola. A przez to, że uciekałem to już rok wcześniej rodzice wysłali mnie do szkoły. Mieli zatem większą kontrolę nade mną. Swoje wakacje zawsze tak planowałem i organizowałem żeby jak najwięcej rzeczy tutaj przeżyć. Do naszego domu przyjeżdżało dużo znajomych i turystów. Chodziliśmy po górach. Zabierałem ich na długie wędrówki, które często przerastały ich możliwości. Jako dziecko uwielbiałem również jeździć na nartach w Zieleńcu. Nie było wtedy nart turystycznych tylko takie stare 2,20 długie. Często brałem buty ojca i ubierałem je na swoje buty, tak żeby pozapinać wiązania.  Wtedy były też spore trudności komunikacyjne. Już o godz. 16 zamykali wyciągi. Często wracałem z Zieleńca przez Torfowiska do Polanicy na nogach. Nigdy nie chciałem stąd wyjechać. Jak miałem jechać gdzieś z rodzicami na wczasy np. do Łeby to była to dla mnie katorga bo chciałem tutaj działać.

Jakie pytania padają najczęściej podczas spotkań z czytelnikami?

Maciek Hawrylak: Jest to zróżnicowane, osoby, które przeczytały moją książkę przed spotkaniem ze mną mają raczej wszystkie odpowiedzi wyjaśnione. Swoją opowieść podczas pokazu przeźroczy staram się tak przeprowadzać aby wszystkie wątki i zainteresowania widzów zaspokoić. Chodzi tu o bycie samotnie w dziczy na przełomie dłuższego okresu czasu... wielu nie może tego pojąć i zrozumieć. Zagrożeń w terenie gdzie na nikogo nie można liczyć. Podejściem do Wszechświata z punktu widzenia wiary, skąd znajdowałem motywację. Często zadawane pytania wychodzą z punktu widzenia osoby pytającej. Dla mnie jak dla wielu ludzi żyjących ekstremalnie większość rzeczy ( jak w moim wypadku np przejechanie rowerem non-stop 500 km) były normalne i nie miały nic wspólnego z czymś szczególnym. Ale jak to wytłumaczyć...

Podczas spotkania wspomniałeś, że w wieku 18 lat przeszedłeś wszystkie szlaki Kotliny Kłodzkiej?

Maciek Hawrylak: Tak. To były moje cele, które realizowałem z uporem. Planowałem sobie każdy wolny czas tak żeby zwiedzić wszystko. Pamiętam Śnieżnik w tamtych czasach. Był on zupełnie dzikim, niedostępnym terenem, gdzie w zasadzie jak się zeszło ze szlaku w jakieś wąwozy to człowiek czuł się jakby był w pierwotnych, jeszcze nienaruszonych terenach.  Już wtedy czułem tęsknotę za zdobywaniem czegoś. 

Wielkie podróże to jedno, a jak zaczęły się Twoje przygody z akrobatyką?

Maciek Hawrylak: Po ukończeniu szkoły w Dusznikach-Zdroju poszedłem do technikum rolniczego w Bożkowie. Tam była sekcja akrobatyki sportowej. No i muszę powiedzieć, że w krótkim czasie byłem już w kadrze narodowej. To były wspaniałe trzy lata. Dzięki temu, że byłem w klasie sportowej to dostałem się  bez egzaminów na AWF. Mogłem wybrać każdą jednostkę w Polsce, ale przez to, że byliśmy na jakiś zawodach w Poznaniu trener, który był także docentem na AWF-ie w Poznaniu zaproponował mi właśnie tę uczelnię. Jako student  zacząłem zwiedzać nasze polskie góry. Zdobywałem Bieszczady, Tatry, Karkonosze.

Po sześciu semestrach wyjechałeś jednak do Niemiec?

Maciek Hawrylak: Tak. Po 6 semestrach stwierdziłem, że sport wyczynowy mnie nie bardzo ciągnie. Wziąłem  urlop dziekański . Wyjechałem na Zachód. Chciałem sobie coś dorobić. To było krótko przed naszym stanem wojennym. Pojechałem autostopem  nie znając tam nikogo. Nie znałem nawet języka. Jechałem z założeniem, że jakoś sobie poradzę. Rzeczywiście tak się stało. Załapałem się na taką czy na inną robotę. W lutym miałem wracać do Polski. W grudniu wybuchł jednak stan wojenny. Będąc wtedy młodym człowiekiem, widzącym, że dużo w życiu zaczyna mi się powodzić , po prostu rzuciłem studia i zacząłem budować swoją przyszłość na Zachodzie. Po dwóch latach dostałem się na Uniwersytet w Regensburgu. Poznałem perfekcyjnie język niemiecki,  miałem masę przyjaciół i zacząłem zwiedzać. Brałem rower, do roweru przyczepiałem narty, cały swój sprzęt i jeździłem we wszystkie możliwe tereny alpejskie w Europie. Później zobaczyłem, że takie wyprawy rowerowe są niesamowicie interesujące. W gruncie rzeczy w ciągu tych kilkunastu lat zwiedziłem 56 państw świata na rowerze. Przejechałem 230 000 km, śpiąc często pod gołym niebem, mając (na przeliczenie) 10 zł na dzień. Po powrocie, dalej kontynuowałem studia i zbierałem środki na dalsze wyprawy. Jako Polak na każdy wyjazd musiałem także zdobywać wizy. Nieraz trzeba było kombinować. Musiałem bardzo precyzyjnie organizować te wyprawy. Jeżeli się przejeżdżało przez sześć, siedem państw,  do których potrzebne były wizy to później okazało się już, że nie ma miejsca na pieczątki w paszporcie. Były to kosztowne sprawy związane także z trzymaniem się terminów. Teraz jest naprawdę prosto, pakujesz plecak i jedziesz.


Później spędziłeś ponad 2 lata w Stanach Zjednoczonych?

Maciek Hawrylak: Pracując w Niemczech uzbierałem 8 tysięcy dolarów i wyjechałem do Stanów jako turysta. Zwiedziłem wszystko między Meksykiem a Alaską, poruszając się na rowerze, nartach, pieszo i indiańską łódką. Poznałem też wyśnione miejsca w stanach Kalifornia, Newada, Nowy Meksyk, Arizona, Utah, Wayoming, Oregon, Montana. Zimę spędziłem wysoko w górach  w stanie Colorado. Żyłem jak traper w chacie z bali. Zobaczyłem dużo pięknych miejsc. Gdy żyłem w Colorado w to muszę powiedzieć, że na dwanaście miesięcy przez dziesięć tam jest słonecznie. Około roku spędziłem również na Wyspach Morza Śródziemnego. Odwiedziłem Majorkę, Kretę, Sycylię, Korsykę . Takiej podróży życzę  każdemu. By nie wydawać pieniędzy na jakieś wypasione samochody, tylko po prostu gdzieś wyjechać. Te czternaście miesięcy, które tam spędziłem to dla mnie tak jak dziesięć intensywnie przeżytych lat.


Podróżowałeś także z cyrkiem?

Maciek Hawrylak: To była fantastyczna przygoda. Trzy lata treningów bardzo usprawniły moją kondycję. Potrafiłem kręcić salta, stawać na rękach itd. Studiując w Regensburgu poznałem ludzi z poetycko-teatralnej grupy Traumfabrik (Fabryka snów). Z moją spontanicznością zostałem do tej grupy wciągnięty. Często wyjeżdżaliśmy z namiotem cyrkowym do różnych miejsc na  cztery, pięć tygodni. Dzięki tym wyjazdom poznałem m.in. Hiszpanię, Portugalię, Włochy. 

Jesteś również sportowcem i to z wielkimi osiągnięciami. Na swoim koncie masz przecież tytuł w-ce Mistrza Świata w triathlonie?

Maciek Hawrylak: Przez to, że tak dużo jeździłem rowerem i chodziłem po górach miałem niesamowitą formę. Kiedyś jeden z moich przyjaciół zapytał mnie czy mógłbym wziąć udział w zawodach triatlonowych. Potrzebował jednej osoby do klasyfikacji grupowej. Zgodziłem się. Przyjechałem rowerem na zawody, start był o 10 rano. Wygrałem te zawody. W tym samym roku pojechałem już na większe zawody w Niemczech gdzie było 360 zawodników z 11 państw. Tam również zająłem czołowe miejsce. Sport przynosił mi także korzyści finansowe. Później brałem udział w pierwszych w Europie Zawodach Triathlonowych Ironman, gdzie zająłem 3 miejsce. Po tym postanowiłem wziąć udział w Doppel Iron Mann Triathlon w Stanie Alabama. Do pokonania miałem 9,2 km płynąc, 360 km jadąc rowerem i 84 km w podwójnym biegu maratońskim. Uzyskałem wtedy czas 24h 16 min i zostałem  w-ce mistrzem świata.

Jedną z wypraw był lodowiec. Jak wspominasz tę przygodę? 

Maciek Hawrylak: Stawiałem sobie różne cele moich wypraw. Naturalnie najlepsze są te gdzie jest fajna pogoda i wszystko jest w bajce. Jednakże mnie zawsze bardzo ciągnęło na Północ. Zorganizowałem sobie taką wyprawę, w której łączyłem rower, wspinaczkę górską i narciarstwo. Samotnie byłem na największym lodowcu w Europie Vatnajokull w Islandii. Miałem tam niesamowicie dużo przygód, nie mając żadnego kontaktu ze światem. Walczyłem parę tygodni, pokonując własnego siebie. Trzeba było ciągnąć rower na przyczepce, później robiłem sanie i ciągnąłem za sobą cały sprzęt narciarski. Wszystko ważyło  ok. 150 kg. Musiałem ten swój cały dobytek wciągać za sobą na lodowiec, przeprawiając się przez  głębokie szczeliny i  rzeki, które nie miały mostów.

W jaki sposób obierałeś cele kolejnych wypraw?

Maciek Hawrylak:  Cele miałem w sobie. Mam ich jeszcze masę, tylko nie wystarczyło czasu. Jeżeli człowiek połączy akrobatykę, występy teatralne, zawodowy sport , wyprawy i  prace zarobkowe to nie raz nie ma czasu spać. Na takie wyprawy trzeba było zarabiać pieniądze. Pracowałem gdzie się dało, nie patrząc na wysiłek, nieraz po dwie zmiany. Wszystko żeby zebrać jak najwięcej pieniędzy . Później było trochę łatwiej bo miałem już  sponsorów. Organizowałem także spotkania, pisałem artykuły z czego miałem dodatkowe pieniądze. 

Powiedziałeś, że nie wystarczyło czasu na realizację kolejnych wypraw?

Maciek Hawrylak:  Przez te lata żyłem trochę egoistycznie. Nie miałem żony, dzieci. Teraz przyszedł czas, że wszystko co robię, robię dla swojej rodziny. Moim celem jest moja wspaniała rodzina i teraz podróżujemy wszyscy razem. 

Obecnie, Ty i Twoja rodzina jesteście jedynymi mieszkańcami Zimnych Wód...

Maciek Hawrylak:  Tak. Mieszkamy tam jako jedyni. Uratowałem Zimne Wody od wymazania ich z ewidencji istnienia. Kupiłem ruiny starej szkoły. Jak wyjeżdżałem z  Kotliny Kłodzkiej to obiecałem sobie, że tu wrócę. I choć dobrze mi się powodziło żyjąc na Zachodzie to jednak Sudety są tym moim miejscem na Ziemi.

Ostatnie pytanie. Gdzie można kupić Twoją książkę ?

Maciek Hawrylak: Gdy we wrześniu 2016 roku po procedurze przygotowań książki do druku za pomocą Wydawnictwa Poligraf wreszcie otrzymałem ją myślałem jako nowicjusz , że książka zostanie rozesłana po empikach i księgarniach stacjonarnych na terenie całego kraju. Niestety nic bardziej mylnego. Książka jest dostępna w księgarniach internetowych... po wpisaniu tytułu lub autora wyświetlają się w przeglądarce propozycje zakupu. Niemalże w każdej księgarni stacjonarnej na terenie Polski można tę książkę zamówić i po 2-3 dniach odebrać. Osobiście widząc małe szanse na sprzedaż książki postanowiłem organizować spotkania autorskie, które do tej chwili przeprowadziłem w wielu punktach, klubach podróżników, ośrodkach kultury i w bibliotekach. Są one bardzo dobrze odbierane i rzucają nadzieję na szersze zainteresowanie książką „ Ciekawość następnego dnia”. Również księgarnie szczególnie w Kotlinie Kłodzkiej słysząc o tej pozycji zaczynają zamawiać i kłaść książkę na półkach. Podobno jest też w Empiku w Kłodzkiej Galerii. Spotkania autorskie doprowadziły do tego, że przymierzam się do drugiego wydania gdyż pierwsze 1000 egzemplarzy powoli wyczerpuje się. Autor w moim wypadku pokrywa 100% kosztów związanych z wydaniem. U mnie znowu włączyła się chęć przebicia i osiągnięcie celu i będę się angażował aby książka znalazła wielu odbiorców. Przekonali mnie do tego Czytelnicy wystawiając nieoczekiwanie pochlebne recenzje.

Dziękuję za rozmowę. 

Maciek Hawrylak: Dziękuję.

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)